poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 15

Gdy się ubieram ręce trzęsą mi się jakbym szła na skazanie. W pewnym sensie tak jest. Bo zaraz, gdy łapy Matthiewa znajdą się na moim ciele pewna część mnie umrze na zawsze.
Chwytam ten sam co zawsze zniszczony plecak i niąsąc buty w ręce po cichu schodzę ze schodów. Gdy dotykam zimnej klamki łzy zamazują mi cały obraz. Nie mogę tam nie iść. Matthiew ma pod sobą połowę stanowej policji. I tak mnie znajdą. A nie chcę żeby komuś kogo kocham coś się stało.
Wychodzę na dwór i zakładam szpilki. Gdy dochodzę na miejsce prawdopodobnie całą twarz mam już w rozmazanym makijażu, ale szczerze mi to wisi. Może teraz będzie lepiej ? Może teraz Mathiew będzie delikatniejszy wiedząc, że jestem w ciąży? A jak mu się nie spodoba to, że dziecko jest jego ? Jak postanowi się mnie pozbyć ?
A co z Zoe ? Ona zrozumie. Ale czy bedzie w stanie znowu mi wybaczyć ? Przeciez nawet się z nią nie pożegnałam.
I Ryan. Nie będzie mnie szukał. Mam nadzieję że nie.

Mathew podjeżdża chwilę później pod tylne wejście sklepu i wysiada z samochodu razem ze swoimi gorylami. Podchodzi do mnie szczerząc nie równe zęby.
- Cześć kotku. Cieszę się że przyszłaś- przygniata mnie do ściany swoim ciężarem, jego język zaczyna przesuwać się po moich zębach a ręce zsuwając sie coraz niżej po moim ciele. Staram się robic tak jak zawsze. Udawać że go tu nie ma. Nagle powietrze przecina głuchy odgłos strzału i jeden z ochroniarzy Mathiewa opada na beton. On sam chwyta mnie za madgarstek i warczy:
- Do samochodu- podczas gdy kolejne kule śmigają w powietrzu.
Potem widzę jego. Ryan wynurza się z za zakrętu i strzelając Mathiewowi w nogę krzyczy żebym uciekała. Biegnę więc za kolejny budynek a gdy Ryan do mnie dołącza rzucam się mu na szyję i szepczę:
- Przepraszam, Ryan. Kocham cię. Na prawdę- a łzy spływają mi po buzi.
Chłopak całuje mnie w czoło i odgarnia mi włosy z twarzy.
- Wiem, Les wiem- i ponownie mnie przytula.

*Ryan*

Wkładam pistolet za pasek i trzymając Lesslie za rękę idę w stronę samochodu mojej mamy  w której kazałem jej poczekać na wypadek gdyby coś nam się stało. Nie zaprzeczam że nie protestowała wiec musiałem ją zamknąć w aucie zanim zdążyła wysiąść.

Potem wszystko dzieje się strasznie szybko. Tuż przed nami staje samochód. Jego przednia szyba się otwiera i padają dwa strzały po których Lesslie osuwa się na kolana.






Hej! Przepraszam za najgorszy rozdział ever, ale to dlatego że dawno nic nie pisałam. Może kolejne wyjdą lepiej :( buziaki <3

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 14

Po czym przestałam słuchać lekarza ? Po tym jak powiedział, że ciąża jest zagrożona. Że muszę dobrze się odżywiać i dużo leżeć. Błagam ! Jak mam leżeć jak musze szukać pracy ?

Telefon wibruje mi w kieszeni kiedy wracam do domu.

BĘDZIESZ TAM GDZIE USTALALIŚMY. INACZEJ UCIEPI NA TYM TEN CHŁOPAK NIE TY. A KOCHASZ GO, PRAWDA ?

Telefon wypada mi z ręki, a ja podpieram się o najbliższy słupek. Łzy napływają mi do oczu a obraz rozmazuje. Nie mogę go narażać. Po prostu nie mogę. Przymykam na chwilę oczy, żeby się nie rozmazać. Nie chce się potem tłumaczyć Zoe.

........

Pcham drzwi wejściowe biodrem.
- Wszystkiego najlepszego !- witają mnie okrzyki a siostra wtula się we mnie o mało nie przewracając nas obu. Śmieję się głośno i całuję ją w czubek głowy.
- Ty mały skrzacie. Nawet ja nie pamiętałam.
Podnoszę głowę i widzę stojącego przy schodach Ryan'a. Wpadam mu w ramiona mocno się w niego wtulając. Moczę łzami jego koszulkę. Tak bardzo nie chcę go zostawiać. Tak bardzo mi ma nim zależy.
Znajduję jego usta i łącze kogo wargi ze swoimi.
- Jesteś przecudowny- szepczę do niego.
- Staram się- delikatnie cmoka mnie w usta i splata swoje palce z moimi.

Jemy pizzę- tak, to element mojego zdrowego odżywiania- i oglądamy finał NBA w telewizji. Gra nasza drużyna. Jakby mnie to obchodziło. Ale wszysko jest lepsze od footballu. Obstawilismy wyniki meczu. Stawką jest puszka wiśniowej coca-coli. Tylko ja obstawiłam przeciwko naszym. To i tak nie ma znaczenia. Mimo, że ostatnie urodziny obchodziłam w wieku 15 lat a to jest moja 18-stka. To nie potrafię się tym cieszyć. Oczywiście jestem przeszczęśliwa, że ktoś pamiętał, ale jak mam się śmiać kiedy z tylu głowy mam Matthiew'a i to jak uchronić przed nim Ryan'a ?
- O matko!- Zoe podrywa sie do gory mało nie przewracając popcornu- zapomniałam dać ci prezent.
Wraca po chwili z płaskim, siwym pudełkiem.
- To ode mnie i od ukochanego.
Patrzę na nich obojga.
- Nie musieliście wydawać na mnie pieniędzy.
- Oj przestań- Zoe uśmiecha sie promiennie- nie psuj takiej chwili. No juz. Otwieraj.
W środku jest przepiękna błękitna sukienka z delikatnie błyszczącym się na dole tiulem.
- O mamusiu. Jest przepiękna.
Siostra czerwieni się delikatnie.
- Kiedyś podobała ci się podobna.
- Dziękuję, mała- tulę ją mocno.
Ryan podchodzi do mnie od tylu i obejmuje mnie rękami w talii.
- Wiesz gdzie ją założysz ?- pyta delikatnie przygryzając płatek mojego ucha- na bal maturalny.
- Na smierć zapomniałam!- odrywam się od niego gwałtownie- jutro są testy !

.......
Przegrali. Leżę w moim pokoju opierając głowę na piersi Ryan'a i popijam moją zwycięską colę.
- Ostatni raz obchodziłam urodziny trzy lata temu, wiesz ? Dziękuję ci.
- To zasługa Zoe. Gdyby nie ona to bym nie wiedział.
Śmieję się cicho.
- Dzięki za szczerość.
Obraca się na bok i składa na moich ustach delikatny pocałunek. Ja natomiast całuję gwałtownie. Smakuję go jakby to był ostatni raz. Bo możliwe, że jest ostatni. Z każdą chwilą gdy ta myśl przeraża mnie coraz bardziej całuję go jeszcze mocniej. Potem przewraca mnie na siebie i kładzie ręce na moim brzuchu a ja zatapiam ręce w jego włosach. Zapamiętuję wszysko. Każdy skrawek jego ciała. Chcę go mieć przy sobie jak najdłużej. Łzy same spływają mi po policzkach. Oddałabym wszystko tylko po to by nie musieć go zostawiać. Wszystko.
- Ty płaczesz?- pyta chłopak dotykając mojego mokrego policzka- potakuję delikatnie- co się dzieje?
Przygryzam z nerwów dolną wargę.
- Nie uważasz, że...że jesteśmy za młodzi ?
- Za młodzi na co ?- pyta wyraźnie zdezorientowany.
- Na...na związek. Na to wszystko- jąkam sie walcząc ze wstrząsającymi mną dreszczami.
- O czym ty mówisz, Lesslie ?- siada na łóżku marszcząc brwi.
- Myślę po prostu, że nie powinnismy się już spotykać- matko boska co ja robię...
- Co?!- zrywa się i staje przy przy ścianie- żartujesz sobie ze mnie? Bo jeśli tak to to przestaje być smieszne.
- Nie żartuje. Może...spróbujemy w przyszlosci. Na prawdę przeżyłam z tobą wspaniałe chwile, ale nie jestem na to gotowa. Przepraszam.
Prycha i wkłada rękę we wlosy. Przez chwile chyba chce coś powiedzieć, ale rezygnuje i wychodzi z pokoju. Gdy słyszę jak zbiega po schodach chce iść za nim ale opadam tylko na kolana przy framudze drzwi.
- Przepraszam cię!- krzyczę wstrząsana napadami płaczu- tak bardzo cię przepraszam!- krzyczę jeszcze po trzaśnięciu dzrwi wejściowych- nie miałam innego wyjścia.
Zoe podbiega do mnie z przestraszoną miną i mocno mnie tuli. Wtulam głowę w jej ramie nie zdolna do opanowania płaczu.
- Co ja najlepszego zrobiłam?

Pozwoliłam odejść osobie dzięki której czułam się kochana. Którą ja kochałam. I to nie pierwszy raz.


............
Dziękuję za wszystkie komentarze <3 nie zabijcie mnie błagam !!

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 13

Stoję przed domem i wypalając papierosa czekam na Ryan'a.
Przed wyjściem, Zoe uparła się żeby zrobić mi coś z włosami. I teraz wyglądam jak bym miała perukę. Ale bardzo mi się to podoba. Musiałam też pożyczyć od siostry parę ciuchów. Nie ważne, że jest dużo niższa i chudsza. Jej najmniejsze ciuchy i tak są dłuższe od większości mojej dość krótkiej garderoby.
Ryan podjeżdża chwilę później na motorze. Motor. Nie ruszam się przez chwilę z miejsca, bo paraliżuje mnie strach. Nie chcę wracać to TAMTYCH wydarzeń. Ale nie chcę też żeby Ryan coś zauważył. A swoje lęki trzeba przezwyciężać, nie ? Nawet jeśli to jest paraliżujący lęk...
Otrząsam się pospiesznie i uśmiechając się do chłopaka opieram się kierownicę.
- Wsiądę na to ustrojstwo tylko pod warunkiem, że dasz mi poprowadzić.
Wybucha śmiechem a gdy zauważa, że ja wcalę nie żartuję zbliża się do mojej twarzy unosząc brwi.
- Boisz się, że jeżdzę lepiej niż ty ?- pytam.
- Oj, przestań...
Zatykam mu buzię przykładając do niej dłoń i pakuję się mu na kolana zmuszając żeby się posunął.
Przewraca oczami i przesuwa się dalej.
- Jak bedziemy bliżej twojego miejsca to dam ci prowadzić. Wiesz...żeby nie narobić ci wiochy- odpalam motor i układam nogi po bokach.
- Bardzo śmieszne.
- I nie bój się- wyszukuję jego spojrzenie w lusterku- nie musisz mnie obejmować w pasie jak dziewczyna faceta.
Prycha glosno i opiera się o tylne siedzenie.
- Boję się, że nas zabijesz. A jeszcze bardziej tego, że nie zwrócę Bern'owi motora.
Wystawiam mu język i wciskam gaz.


- Zawsze tak szybko jeździsz ?- pyta Ryan wstając z pojazdu.
Ale nie jestem już w stanie mu odpowiedzieć. Jest oszołomiona miejscem , w którym się znalazłam. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Pośrodku Olbrzymiego płacu otoczonego przestarzalymi blokami pali się ognisko. Muzyka leci chyba z każdego zakątka tego miejsca. Z tylu ktoś tańczy, dalej robią zakłady kto dłużej wytrzyma trzymając się rury na pierwszym piętrze nieuzytkowanej kamienicy. A jeszcze obok tego wszystkiego dzieci krzyczą na placu zabaw, a na skate parku nie ma już miejsca żeby jeździć.
- Podoba ci się ?- pyta Ryan obejmując mnie ramieniem.
- To jest...wow. Nigdy czegoś takiego nie widziałam.
- No wiem. Piękne. Biedne dziciaki też potrafią dobrze się zabawić- całuje mnie w czoło- zaraz wrócę. Rozejrzyj się trochę zaraz ci kogoś przedstawię.
Siadam na ławce i splatam ręce.
Chwilę później Ryan woła mnie skinieniem ręki do kamienicy. Wchodzę tam i widzę dyskotekę z głośną muzyką. Chłopaka ciągnie mnie do stolika gdzie stoi DJ i ściąga mu słuchawki z uszu. Ryan śmieje się do niego i się witają.
- Deener, to jest Lesslie. Lesslie, Deener.
- Hej - uśmiecham się i splatam swoje palce z palcami Ryan'a.
- Gdzie zgubiłeś swoją gwiazdę?
Deener drapie się po nosie.      
- Pewnie siedzi pod placem i pilnuje siostry.
- Dobra, dzięki- ciągnie mnie za rękę na zewnątrz. Rozgląda się i po chwili macha do czarnoskórej dziewczyny tańczącej po środku jakiegoś zbiorowiska. Ona gdy go zauważa uśmiecha się szeroko i przeciskając się przez tłumek, który wydaje się być bardzo zasmucony tym, że skończyła tańczyć, podbiega do nas a jej szpilki głośno odbijają się od betonowej drogi.
- Hej, kochany- mówi rzucając się Ryan'owi na szyję. Ej, lasia przestań bo zaczynam być zazdrosna, myślę sobie żartobliwe. Ale jest w tym moim myśleniu cząstka prawdy. No dobra może nie cząstka. Gdy patrzę na te wszystkie dziewczyny otaczające plac to gotuje się we mnie cholerna zazdrość.
- Hej, mała- odpowiada jej Ryan obejmując jej ramiona- od ostatniego razu jakby się skurczyłaś jeszcze bardziej.
- Wal się, pacanie- śmieje się i uderza go pięścią w ramie.
- Hej, jestem Lesslie- mowię ze śmiechem machając im przed oczami- gdyby kogoś to jeszcze obchodziło ciągle tu stoję.
- O tak ! Zapomniałbym- mówi Ryan żartobliwie a ja rzucam mu wściekłe spojrzenie które zaraz zamienia się w szeroko uśmiech. Najzwyczajniej w świecie nie potrafię się na niego gniewać.
- Les, Nikkie, Nikkie Les.
- Cześć- witam się z nią i uśmiecham się przyjaźnie. Może na taką nie wyglądam ale jestem wstydliwa jak cholera.
- Hej- odpowiada mi dziewczyna.
Stoimy tak chwilę w żenującej ciszy ale w końcu Ryan klaszcze w ręce i zwraca się do Nikkie:
- Oprowadzisz Les ?
- Co?- widocznie Ryan wyrwał ją z zamyslenia- tak, tak jasne, chodź.
- Super. Przyniosę wam coś do picia- i pospiesznie oddala się w stronę jakiejś altany.
Chcę mu powiedzieć, że nie chcę alkoholu, ale już znika w tłumie. I tak jestem wzorową kobietą w ciąży! Z nerwów o to, że okłamuję Ryan'a z każdą chwilą coraz bardziej wypaliłam chyba z pół paczki papierosów.  Wiem, że to strasznie nieodpowiedzialne. Nie chodzi o to że nie chcę tego dziecka. Nie, chwila...dokładnie o to chodzi. Chcę dziecka ale nie chcę żeby przychodziło na świat. Czy to ma sens? Nie chcę po prostu żeby miało taką matkę, zeby nie miało ojca, żeby żyło w takiej dzielnicy, a co ja mam zrobic ? Niedługo zabraknie nam pieniędzy. I co wtedy ? Będę musiała pracować gdzues na drugim końcu miasta. I z kim wtedy zostawię dziecko? Przecież Zoe musi się uczyć. Zostaje jeszcze Ryan. Ale jestem prawie pewna że nigdy mi tego nie wybaczy i od razu mnie
zostawi. I tego boję się najbardziej. Ponownej utraty kogoś kogo kocham.
- Hej jesteś na ziemi ?- pyta Nikkie pstrykając mi palcami przed twarzą.
- Tak, jestem.
- Okay- dziewczyna wsadza ręce do kieszeni- chodź najpierw do Nory poczekamy na Ryan'a.
Siedzimy przy barze w miejscu które Nikkie nazwała Norą. To by się zgadzało. Ciemno tu jak w dupie.
- Jak się bawią moje laski?- Ryan podchodzi do mnie i całuje mnie w czoło. Przeskakuje na drugą stronę baru i wita sie z barmanem.
- Nie znalazłem u Tim'a nic mocniejszego więc- pokazuje na rzędy alkoholu za sobą- wybierajcie- mowi nachylając się nad blatem.
- Dla mnie to co zawsze- mówi Nikkie a Ryan podaje jej butelkę piwa z lodówki.
- A dla pani co zaserwować- pyta z meksykańskim akcentem.
Uśmiecham się szeroko.
- Ja dzisiaj spasuję mój maczo.
- Eee tam. Whyskie, wódka, piwo czy wino?
- Nie, na prawdę dziękuję. Dzisiaj nie piję.
Ryan mruży oczy.
- Jesteś chora ?- pyta.
- Nie, nie skądże. Na prawdę nie chcę.
Mierzy mnie jeszcze przez chwilę spojrzeniem swoich stalowych oczu.
- Okay. Nie zmuszam- puszcza do mnie oczko i znowu wychodzi.
Patrzę się przed siebie na jakieś mecz puszczony w niewielkim telewizorku. Nigdy nie ograniałam footballu.
Po chwili Nikkie odstawia pustą butelkę na bar.
- Ryan wie ?- pyta również spoglądając w telewizor.
Przełykam ślinę. Graj głupka, Les.
- Wie o czym ?- pytam.
- Powiniem podać do Ashtona- nie wiem o co jej chodzi a po chwili w barze rozlegają się głośne pomruki niezadowolenia- mówiłam.
Uniknęłam tematu ? Jak dla mnie super.
- Nie zgrywaj głupka, Les.
Nerwowo dłubię bransoletkę na nagarstku. Gdy zaczynają mi się trząsc dłonie ściskam je razem na kolanach.
- Nie wie- wyznaję- a jak ty się domyśliłaś?
- " Och mój przystojny maczo dzisiaj nie piję"- powiedziała próbując naśladować moj głos.
Przewracam oczami.
- Czy uważasz mnie z taką wielką pijaczkę, że nie gdy nie piję to znaczy, że jestem w ciąży ?- w nerwach podnoszę głos .
- Nie, nie nie chciałam żebyś tak to odebrała. Ale bardziej skapnęłam się po tym, że w kółko zakrywasz brzuch. Wręcz mamiakalnie.
O matko. Wytrzeszczam na nią szeroko oczy.
- No co ? Mowię jak jest. Szczerze to dziwię się że się jeszcze nie domyślił. Chociaż...nie. Nie dziwię się. Faceci są tępi- śmieje się do mnie. Ja zaraz też zaczynam się śmiać. Chociaż zupełnie nie nie jest mi do śmiechu. Ale czasem człowiek potrzebuje oszukać swoją podświadomość śmiechem.
...................................

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 12

- To na co idziemy ?

Patrzę na rozkład fimów. Skąd mam wiedzieć o czym są?

- Sama nie wiem...- przeglądam jeszcze raz na cały repertuar i wykrzywiam wargi- ,, For War "?

Ryan marszczy brwi i patrzy na mnie z góry- jest wyższy o jakieś 20 cm, ale w cale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie.

- Lubisz wojenne filmy ? - pyta.

Wsadzam ręce do kieszeni i wzruszam ramionami.

- Czy ja wiem ? Po prostu lubię jak coś się dzieje.

Ryan śmieje się i podchodzi do kasy. Gdybym mogła to schowałabym ten jego uśmiech  do słoika, postawiła koło łóżka i co wieczór się na niego patrzyła.

- Co cię tak śmieszy ?

Idziemy już do jedynej sali w małym kinie.

- Bo kiedyś marzyłem o tym, żeby być żołnierzem. Mój tata nim był. Ale potem parę razy mnie spisali, siedziałem dwa lata w poprawczaku i...marzenia sobie odleciały. Z taką kartoteką mogę pomarzyć że mnie gdzieś przyjmą. No, może na budowę.

Przytulam się niego.
- Nie przekreślaj się tak od razu- mówię- może jeszcze da się coś z tym zrobić ?

- Wątpię...- odpowiada i całuje mnie w czoło.


Siedzimy w barze ,, U Adid " na starych obdrapanych krzesłach. Bar ogólnie sprawia wrażenie jakby ostatnio był remontowany w latach 50-tych.

- Czyli tak po prostu podeszłaś do gościa na środku korytarza  i wymierzyłaś mu kopniaka w jaja ?- pyta Ryan śmiejąc się w głos i maczając frytkę w ketchupie.
- No tak ! Sory no !- mowię unosząc ręce do góry - ale to że w szkole panowało powrzecgne przekonanie, że jestem tanią dziwką to nie znaczy, że chcę się kochać z jakimś obleśnym grubasem ! Wkurzylam się po prostu ! I sprzątanie stołówki zdecydowanie było warte jego miny.
Podnoszę filiżankę, ale zaraz ją wypuszczam gdy na drugim końcu sali widzę JEGO. Siedzi z wyłożonymi nogami i jak gdyby nigdy nic popija kawę. Zrywam się z miejsca i mało nie przewracając stolika wybiegam do łazienki.
- Zaraz wrócę- rzucam w stronę Ryan'a.
Wiem, że Mathew pójdzie za mną. Chyba, że oszalałam a jego wcale tu nie ma. Bo jak miałby mnie znaleźć? Nachylam się nad umywalką i Przemywam twarz zimną wodą. Nagle widzę jego odbicie w lustrze. Czuję jak krew mi zastyga w żyłach. Czy on byłby w stanie mnie tu zabić?
Brutalnie łapie mnie za ramiona wbijając w nie palce. Rzuca mnie na ścianę w jednej z kabin zamykając ją od środka. Przydusza mnie dłonią i syczy mi do ucha.
- Nie ładnie tak uciekać kochanie. Tak bez buziaka na do widzenia ?
- Puść mnie psychopato- mowię czując jak zaczyna brakować mi powietrza.
Jego śmiech ocieka jadem. Kręci głową a uśmiech znika z jego twarzy.
- Zrobimy tak słońce. Dam ci tydzień. Gdy zdecydujesz się do mnie wrócić spotkamy się przed wejściem do ,, Swet Galerie " w piątek o północy.
Jego twarz zaczyna mi się rozmazywać.
- Jeśli natomiast nie, to cóż...znajdę cię nawet choćbyś wyjechała na pustynię i wtedy już nie będzie tak kolorowo bo użyję siły- obnaża nierówne zęby w obrzydliwym uśmiechu- a nikt nie chciał by popsuć tak pięknego ciała- przejeżdża dłońmi bo moim ciele i puscza moje gardło wychodząc z kabiny. Padam na kolana i ksztuszę się łapczywie biorąc oddech. Gardło piecze mnie nie miłosiernie. Z trudem podnoszę sie na ręce opierając sie o ścianę toalety. Z oczu zaczynają lecieć mi łzy. Ze strachu ? Bólu ? Nie mam pojęcia jak mnie znalazł. Przypominam sobie jego obrzydliwe ręce na moim ciele w każdą noc, w którą modliłam się żeby nie przychodził do sypialni. Pamiętam jego kamienną twarz jak strzelił jednemu facetowi w głowę. Sprawiał wrażenie jakby robił to już milion razy. Po około 5 minutach podnoszę sie z ziemi bojąc się Ryan może tu zaraz przyjść i zobaczyć mnie w takim stanie.
Zapinam sobie granatową bluzę tak, żeby zakryła mi szyję. Cieszę że chodzę teraz w rzeczach które zakrywają mi jak najwiecej ciała. Kiedyś było wręcz przeciwnie. Ale teraz wstydzę sie przebierać na w-fie .
- Wszystko okay ?- pyta Ryan mierząc mnie wzrokiem.
- Tak- chrypię- tylko troche mnie boli gardło. Może już wrócimy ?
- Okay- wychodzimy w baru, ale Ryan ciągle na mnie spogląda. Wiem, że mi nie wierzy.
Dochodzimy już do mojego domu.
Ryan wiciąga z kieszeni telefon i się uśmiecha obejmując mnie ramieniem.
- Co ?- pytam.
- Musisz kogoś poznać.


Gdy wchodzę do domu mamy już nie ma a Zoe ogląda telewizje.
- Umówiłam cię do lekarza! - krzyczy Zoe gdy idè na górę się położyć. Nie mam siły krzyczeć więc jej nie odpowiadam. Nawrzeszczę na nią jutro.
Budzi mnie głośne szlochanie z pokoju na przeciwko. Z pokoju mamy. Pamiętam że kiedyś często spałyśmy tam z Zoe gdy tesknilysmy za mamą. Nazywaliśmy tą sypialnie ,,pokojem Narnii" bo mama miała tam dość dużą szafę.

Wchodzę do sypialni i widzę skuloną na łóżku, trzęsącą sie z płaczu siostrę kładę się koło niej mocno ją tuląc.
- Tak bardzo za nią tęsknię- szlocha.
- Wiem maluchu- mówię tak, jak zawsze gdy tęskniła za mamą gdy była mniejsza. Wiem, że chciałaby normalnej rodziny. Ja też. Tak bardzo mi jej szkoda. I zrobiłabym wszystko żeby więcej nie cierpiała, bo kocham ją nad życie. Czekam aż Zoe przestanie płakać i  zasypiamy wtulone w siebie.

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 11

Siedzący przede mną pryszczaty chłopak wkłada sobie długopis do buzi i obraca się do mnie mrużąc oczy.
- Jak to jest być w ciąży?- pyta głupio się szczerząc.
- Wiesz...-zaczynam wlepiając wzrok w tablice- nie jest tak źle.
Blondyn wytrzeszcza na mnie oczy wyraźnie zdziwiony tym co przed chwilą usłyszał.
- To...-jąka się, a długopis spada mu na podłogę- to nie są tylko plotki?
- Przecież słyszałeś co przed chwilą ci powiedziałam. To po cholerę pytasz się znowu- nachylam się w jego stronę- i powiedz Lanie i tym wszystkim innym twoim koleżkom, że jak ci nie uwierzą to mogą przyjść spytać się mnie, a nie bezsensownie coś szeptać.
Dzwoni dzwonek a ja gwałtownie wrzucam książki do plecaka. Mimo, że mogło to wyglądać na przypadkowe wygadanie się w napadzie złości to każde moje słowo było najpierw dobrze przemyślane. Wiem, że żadne z głównych sprawców zamieszania do mnie nie przyjdzie bo wtedy nie mieli na kogo najeżdżać, ale teraz przynajmniej trochę kopary im opadną. No i potem nie mam zamiaru się ukrywać. Już nie. Muszę powiedzieć Ryan'owi. Ale czy potrafię ?...
- Hey, piękna- Ryan łapie mnie od tyłu w pasie i obraca całując w czoło.
- Nie podlizuj się, pacanie- śmieję się o lekko walę go pięścią- czego chcesz?
- Hmm- spogląda mi prosto w oczy i delikatnie przygryza wargę- chcę wielu rzeczy- wywracam oczami i się uśmiecham- ale teraz chcę cie gdzieś z tąd zabrać. Dzisiaj zupełnie nie mam ochoty na naukę.
Prycham.
- A kiedykolwiek ją miałeś ?
- Nie przypominam sobie- też się uśmiecha. Mogłabym patrzeć na jego uśmiech godzinami- to jak będzie?
- Dobra- odpowiadam i mrużę oczy- ale mam warunek.
- Jakże by inaczej- mówi sarkastycznie ale uśmiech nie znika mu z twarzy.
Zbliżam się do jego ucha i szepczę:
- Pójdziemy do sklepiku po coś słodkiego.
Śmieje się głośno, a ja ciągnę go za rękę. Po chwili podchodzi do mnie i obejmując mnie ręką w pasie mówi:
- Będziesz gruba.
,,Będę gruba bez słodyczy"-myślę.
- Będzie więcej do kochania- odpowiadam wtulając się w jego ramie.


Wchodzimy do stółówki. Patrzę na stolik przy którym zawsze siedziałam- na dziewczyny w miniówach i w pełnym makijażu siedzące okrakiem na kolanach jakiegoś chłopaka. Ja kiedyś byłam taka sama.
- Nie tu !- woła Ryan gdy idę przed siebie w jeden z rogów stołówki.
Marszczę brwi gdy wychodzimy na zielone patio. Potem Ryan zaczyna się wspinać na zardzewiałą drabinkę prowadzącą na dach. Kręcę głową ale nic nie mówię i wcgodzę za nim. Podciąga mnie za rękę i siadamy razem na czerwonej, podniszczonej dachówce. Podkulam nogi i siadam po turecku otwierając batonika.
- Chcesz gryza ? - pytam wyciągając zaczętego już batonika do Ryana.
- Nie dzięki- śmieje się- jedz bo jeszcze głodna będziesz.
Pochłaniam następne dwa batony i rzucam papierki z dachu.
- Najedzona ?- pyta chłopak przysuwając się do mnie.
- Bardzo.- odpowiadam i kładę mu głowę na kolanach.
- To w jakie wyjątkowe miejsce chcesz pójść ?
- Do kina.
Rzuca mi zaskoczone spojrzenie.
- I to jest dla ciebie takie wyjątkowe miejsce ?
- Uhm. Nigdy nie byłam w kinie.
- Serio ? Jak to możliwe ?
Mrużę oczy przed słońcem.
- Tak jakoś nie było okazji- odpowiadam.
- Dobra więc idziemy do kina.
- Dziękuję- całuję go delikatnie- jesteś genialny.
- Wiem- śmieje się a ja szturchał go w ramie a on oddaje mi tym samym.
........................................
Rozdział pisany chyba pierwszy raz nie w nocy :* mama nadzieje, że się podoba. Nad wyglądem bloga jeszcze pracuje . Buziaki :***

czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 10

Rano znajduję na stoliku nocnym znajduję kartkę: 
,, Wyszedłem jak zasnęłaś. Balkonem, bo nie chciałem was obudzić " 
                            R.       Przymusowo uśmiecham się patrząc na prowizoryczny sznurek zawiązany między klamką a poręczą balkonu. Wchodzę do łazienki i spoglądam w lustro. Wyglądam tak jak zawsze gdy miałam trzydniowego kaca. Czuję się podobnie. Otwieram szafkę z kosmetykami i uderza mnie mieszanka różnych zapachów. Nachylam się nad toaletą ale tylko kaszlę i pluję bo nie mam czym wymiotować. Ubieram pierwsze lepsze spodnie z szafy. Zauważam, że są za duże. Rok temu nie mogłam do końca zapiąć rozporka. Czy będąc w ciąży nie powinnam tyć? Przysiadam na chwilę na łóżku żeby uspokoić nudności i  schodzę na dół. W kuchni słyszę szelest. Widzę szczupłą kobietę o blond lakach robiącą kawę i podśpiewującą ,,Raining Man". Na chwilę zamieram ale potem zaciskam mocniej pięści i podchodzę do blatu żeby zrobić sobie kanapkę. Ręce mi się trzęsą gdy kobieta obraca się w moją stronę. Gardzę się w myślach za moje żałosne zachowanie. Przecież nie mogę bać się własnej matki. 
- Cześć, Leslie- uśmiecha się ukazując zmarszczki i próbuje mnie przytulić ale zgrabnie się wyplątuje i siadam do stołu. Mama chrząka i wsadzając rękę we włosy siada na blacie- obudziłam cię ?- pyta. Nie odpowiadam. Życie bez niej idzie mi nawet łatwiej więc bez problemu mogę udawać, że w cale nie siedzi na przeciwko mnie. ,,Fajnie, że nie pamiętasz nawet że istnieje takie coś jak szkoła", myślę skubiąc skórki od chleba. 
- Możemy pogadać ?- zaczyna znowu. 
,, Mów se co chcesz "
- Dzwonił twój wychowawca. 
,, Brawo! Nauczyłaś się odboerać komórkę!"
- Podobno w ostatnim roku masz więcej nieobecności niż wcześniej. I więcej zagrożeń. 
,, Nie wierzę! I jeszcze słuchałaś co mówi? Weźcie mnie uszczypnijcie."
- Ale nie o tym chciałam porozmawiać. 
,, Oho. Strzeżcie się ziemio i niebie"
Zaskakuje z blatu i przysiada koło mnie. Wpatruję się w jakiś punkt przez sobą udawając że w ogole tego nie zauważyłam.
- Pamiętasz Brata ? 
,, Mogłabym nie pamiętać ? Przecież gościu się do mnie dobierał jak miałam 11 lat."
- Mówił, że widział cię rok temu w LA z Mathew'em. 
Serce chyba właśnie przestało mi bić. Zrywam się z miejsca chcąc jak najszybciej stąd zniknąć. Mama łapie mnie za rękę i obraca do siebie. 
- Leslie, robiłaś to ? 
Czuję jak wzbiera się we mnie furia i łzy nie wytrzymam tego dłużej. 
- Kochanie, możesz mi wszystko powiedzieć. Jestem twoją mamą- mówi delikatnym tonem. 
Czuję się jakby ktoś podłożył mi w ciele bombę i właśnie ją odpalił. Wybucham. 
- Oj na prawdę ?- zaczynam krzykiem. Matka odsuwa się gwałtownie jakby się czegoś przestraszyła- jesteś moją mamą, tak?- prycham- mylisz się- mówię wskazując na nią palcem- i to bardzo. To, że mnie urodziłaś to nie daje ci prawa do nazywania się moją mamą ! Może mam ci podziękować że z łachą wydałaś mnie na świat ? Okay! Dziękuję za wspaniałe dzieciństwo z tobą które polegało głównie na trzymaniu ci włosów jak rzygałaś ? I Gdzie byłaś przez większość naszego życia ? Gdzie byłaś jak Zoe nauczyła się pisać i czytać ? Dlaczego mnie nie pocieszałaś jak pierwszy raz ktoś mi złamał serce ? Gdy chowałyśmy się w czasie burzy z Zoe pod twoją kołdrą bo pachniała bezpieczeństwem? Co ?
Nic nie mówi stoi tylko z rozwartą buzią. 
- I odpowiadając na twoje pytanie. Tak. Byłam z Mathew'em. Ale wiesz dlaczego ? Nie zrobiłam tego tak po prostu bo mi się nudziło ! Tylko dlatego, że nie miałyśmy z Zoe na chleb, bo nie miałyśmy w czym chodzić w zimę! A najbliższa kawiarnia z jakąś dobrą pracą jest oddalona o 30 km. Próbowałam tam pracować ale to sprawiało tylko że nie opuszczałam szkołę. To wydało mi się jedynym sensownym wyjściem.
Ocieram łzy i wbiegam do pokoju siostry.
- Ubieraj się- rzucam szorstko.
- O co ci znowu chodzi ?- jęczy. 
- Nie marudź. Nie chcę cię tu puszczać samej. Znowu kogoś zabili- to kłamstwo, ale jak na naszą dzielnicę bardzo wiarygodne.
Wbiega do łazienki pakując kosmetyki i szczotkę do plecaka. Ciągnę ją po schodach za rękę. Gdy przechodzimy obok kuchni zastyga w miejscu a chustka którą do tej pory trzymała w zębach upada na podłogę. 
Stoją z mamą na przeciw siebie jak dwa posągi. Matki nie było przez trzy ostatnie tygodnie ale mimo wszystko Zoe pewnie było szokiem, że była najwyraźniej trzeźwa. 
Wiem, że Zoe w tej chwili marzyła, żeby rzucić się do niej i ją przytulić. Bo wiem, że ją kocha i że marzy o spędzeniu z nią choćby sekundy i poudawaniu że wszystko jest jak w normalnej rodzinie, której nigdy nie miałyśmy. 

Ale uniemożliwiam Zoe jakąkolwiek reakcję szarpiąc ją za nadgarstek do wyjścia. Wiem, że może nie jestem najlepszą siostrą, ale jakkolwiek banalnie to zabrzmi chcę tylko chronić siostrę przed tym by mama zraniła ją tak jak mnie.

...............................................
Heyo :) przepraszam za ten fatalny rozdział, który jest moim najgorszym . ale m nadzieję że uda mi się go jutro poprawić wiec weźcie proszę pod uwagę to że jest to wersja robocza. 
Nadrobię wszystkie komentarze i 5 nominacji do ŁBA w najbliższym czasie. I błagam nie odsuwajcie sie ode mnie przez ten rozdział...wiem że jest do dupy ale przyrzekam że szykuje się coś wielkiego i rozdziały będą dużo lepsze <3

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 9

Słyszę ciche pukanie. Myślę, że to tylko wiatr i przewracam się na drugi bok nakrywając się szczelniej starą, różową kołdrą.
Potem pukanie staje się bardziej natarczywe. Serce zaczyna mi walić tak, że mam wrażenie że jego echo roznosi się po całym pokoju. Delikatnie odkrywam ręką kołdrę i za szybą dostrzegam ciemną postać. Z mojego gardła odruchowo wydobywa się głośny krzyk. Zoe wpada do mojego pokoju z kijem od miotły w ręku i szarżując z nim w stronę okna zapala światło. I wtedy widzę, że postać za oknem to Ryan. Staram się pozbyć z umysłu myśli, że cieszę się, że tu jest. Moje myśli co do niego są tak durne, ale gdyby ktoś mógłby mi je wymazać...raczaj nie chciałabym żeby tak się stało. W końcu są kierowane do osoby, która sprawiła, że chociaż na krótką chwilę poczułam się szczęśliwa. Przez krótką wycieczkę z nim na rolki, przez opowiedzenie mi o tacie, przez jedną gałkę loda waniliowego. I nawet ten porypany pomysł ze skokiem do wody. On też w pewnym niezrozumiałym sensie sprawił mi radość i...i dzięki tym wszystkim rzeczom pomyślałam, że moje życie nie jest tak strasznie do dupy ? Czy to ma sens ?
Teraz Ryan stoi za oknem śmiejąc się z bojowej postawy Zoe.
- Może mnie wpuścisz ? - pyta wskazując na klamkę.
- A może nie ? - odpowiadam oddychając ciężko i siadając na materacu.
- No dobra to w takim razie pześpię się na balkonie- mówi siadając na betonie- a przypominam ci że mamy zimę.
Mimowolnie się uśmiecham i rozkopując kołdrę zeskakuję na podłogę.
- Idź spać- mowię do Zoe zabierając od niej kij.
- Bo ?- pyta kładąc ręce na biodrach.
- Bo nie chcę żebyś nam przeszkadzała- mowię pchając ją do drzwi. Staje za progiem i marszczy brwi.
- Pomyślmy- mówi- chcesz zamknąć się sama w pokoju z jakimś chłopakiem...- zatrzaskuję jej drzwi przed nosem nie pozwalając skończyć.
- Tylko nie kochajcie się zbyt głośno! - krzyczy zza ściany.
- Zamknij się skrzacie- warczę ze śmiechem i podchodzę do okna. Chłopak wskakuje do środka uderzając o drewnianą podłogę podniszczonymi trampkami. Uśmiecha się półgębkiem i delikatnie przygryzając wargę przejeżdża mnie wzrokiem od góry do dołu.
- No co ? - pytam uśmiechając się delikatnie, bo przecież doskonale wiem o co mu chodzi.
Odchrząkuje i rozwala się na czerwonym fotelu stojącym w rogu pokoju który pod jego ciężarem głośno skrzypi.
- No cóż...- zaczyna przelykajac ślinę- tw...twoje nogi...one...- jąka się, a ja zaczynam sie głośno śmiać i siadam na łóżku.
- Kontynuuj- zachęcam go.
- Gołe wyglądają jeszcze lepiej.
Prycham i kładę się na zmemłanej pościeli. Przez chwilę między nami panuje cisza do tego stopnia, że słyszę tykanie budzika, który nagle łaskawie zaczął działać.
- Więc...
- Chciałem...- zaczynamy w tym samym czasie.
Siadam po turecku kładąc ręce na stopach i odruchowo próbując odrzucić włosy do tyłu, ale napotykam tylko powietrze.
- Ty pierwszy- odzywam się w końcu.
- Chciałem cię przeprosić za to...wiesz...to było głupie i teraz...
- Nie ma za co- przerywam mu delikatnie kręcąc głową.
- Serio ?- pyta unosząc brwi.
- Bardzo serio. Nic się nie stało. I...żyjemy no nie ?
Znowu chwila ciszy. Teraz odzywa się Ryan:
- Swoją drogą, strasznie głośno krzyczysz- mówi teatralnie pocierając ucho. Sięgam za sobie i ciskam w niego poduszką. Unosi ręce do góry ukazując uśmiech, który tak bardzo mi się podoba.
Patrzymy się na siebie przez chwilę.
- To ja już się będę zbierać- mówi Ryan wstając i poprawiając kurtkę.Kieruje się w stronę okna.
- Ryan?- mruży oko i patrzy na mnie podejrzliwie- może wyjdziesz przez drzwi ? Jak normalny człowiek ?
- Tak...jasne- mówi, a w jego głosie słyszę coś co brzmi jak..rozczarowanie ?
Naciska na klamkę a ja nie mogę sie ruszyć. Jakby jakaś siła kazała mi stać w tym miejscu i poruszać ustami. Tylko co miało się w nich pojawić ? Drzwi się pomału zamykają a ja jak pchana przed uczucie, którego nie potrafię nazwać wyrzucam z siebie ciche:
- Dlaczego ja ?
 Drzawi uchylają sie delikatnie.
- Dlaczego akurat ze mną spędziłeś ten dzień ? Dlaczego nie pozwoliłeś mi upaść w szkole? - kolejne pytania wyrzucam z siebie z prędkością karabinu maszynowego- dlaczego nie śmiejesz się ze mnie jak inni ? Dlaczego...- przerywam bo boję się że zacznę płakać- Dlaczego w ogóle mnie zauważyłeś ?
Ryan wzdycha ciężko i opiera się o ścianę. Gdy podnosi rękę żeby przeczesać nią włosy widzę, że się mu trzęsie.
- Miałem kiedyś przyjaciela. Miał na imię Dille. Pewnego dnia n jego 16- ste urodziny przyszedłem do niego do domu. Ale go nie było. Była tylko biała koperta z napisem PRZEPRASZAM. Nie zastanawiałem się długo i wybiegłem na miasto go poszukać. Wiedziałem co może zrobić. Ale też wiedziałem gdzie poszedł. Do warsztatu. Pracowaliśmy tam razem- spłata palce i bierze głęboki wdech- jak go znalazłem był już martwy. Zaćpał się. A ja mu nie pomogłem. Dopuściłem do tego mimo to, że się przyjaźniliśmy. Powinienem był wyczuć że coś jest nie tak. A nie potrafiłem. Potem sam wpadłem w depresję z jego powodu. Nie chciałem chodzić na terapię bo stwierdziłem że psychiatrzy to debile i mi nie pomogą. Byłem na prawdę na skraju. Miałem myśli samobójcze. Dopiero moja siostra mnie z tego wyciągnęła. Porządnie na mnie nawrzeszczała. Dała mi pozytywnego kopa, żeby wziąć się w garść i uświadomiła mi że nie jestem sam- podchodzi bliżej mnie i spogląda mi prosto w oczy- i dlatego gdy zobaczyłem ciebie w szkole, potem na moście nie chciałem żeby taka dziewczyna jak ty była w tym gównie sama. Bo wiedziałem aż za dobrze jak się czujesz. I poczułem że nie mogę dopuścić do tego żebyś doszła na skraj. A szczególnie żebyś ten skraj przekroczyła. Rozumiesz ?
Kiwam głową i zdaję sobie spawę z tego że wstrzymuję oddech a Ryan ściska moje dłonie. Dzieli nas bardzo nie wielka odległość.
- Dziękuję- szepczę. Chłopak podnosi dwoma palcami moją głowę tak żebym widziała jego oczy i nawet nie zauważam kiedy a nasze usta się łączą na początku delikatnie a potem bardziej natarczywie tak, że lądujemy na łóżku. Ryan zrzuca z siebie kurtkę, potem koszulkę a ja ledwo oddycham kładąc rękę na jego umięśnionym torsie. Potem zdejmuje spodnie a ja zrzucam z siebie koszulę nocną. Leżymy teraz prawie nadzy przewalając się na łóżku. Chłopak zaczyna zdejmować mi majtki...
- Czekaj- mowię a on zatrzymuje się nade mną.
- Coś nie tak ?- pyta.
- Nie wszysko w porządku tylko...nie będę się z tobą kochać.
Opada na poduszkę obok mnie.
- A to dlaczego ?
- Bo chcę na coś poczekać.
- Na co ?
- Nie wiem dokładnie- leżymy stykające się ramionami i głośno oddychając- powiem ci jak to dostanę. Z resztą...seks jest najprostszą rzeczą jaką mogą zrobić ludzie którzy chcą okazać sobie jakieś uczucie.
- Okay.
- Okay ? - podpieram się na łokciu- nie masz nic przeciwko ?
- Nie. Mogę poczekać- mówi i całuje mnie delikatnie.
- Dziękuję- szepczę wtulając się w niego.
Przyciąga mnie bliżej i obejmując mnie ramieniem całeję mnie w czubek głowy.
- Nie ma za co.
.....................................................................
Hey kochani <3 ostatnio miałam mało czasu i troche zaniedbałam komentowanie innych blogów. Nie gniewajacie się na mnie. Nadrobię zaległości, obiecuję :* a co do rozdziału to przepraszam za błędy poprawię jutro :-) - rozdział jak zwykle napisany nocą na telefonie...ale mam nadzieję że się podoba ;-)

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 8

Wychylam głowę nad powierzchnię wody i panicznie staram się nabrać powietrza. Za sobą słyszę śmiech. Podpływam w stronę chłopaka
- Nie podziękujesz mi ?- pyta.
- Za co kurna ? Że o mało nas nie zabiłeś ?- mówię płynąc w stronę brzegu.
- Nie. Nie myślałaś o swoich problemach drąc się w nieboglosy, co ?
Nie odpowiadam tylko podciągam się na murek i idę przed siebie nierównym chodnikiem otulając się rękami. Nie wiem czy kiedyś w swoim życiu aż tak bardzo miałam ochoty kopnąć jakiegoś faceta w jaja.
- Ej, Les- woła Ryan biegnąc w moją stronę- ej, serio- mówi przygrywając śmiechem.
- Nie uważam tego za coś śmiesznego- mowię zaciskając zęby trochę z zimna, trochę ze złości. Potykam się o jakiś kamień i zdaję sobie sprawę, że jestem w samych skarpetkach. Przemokniętych skarpetkach. Jeszcze się na niego nie rzucę. Dam radę. Powtarzam jak jakąś durną mantrę nie oglądając się za siebie.
- Ubierz się !- wola chłopak rzucając we mnie swoją kurtką.
- Wsadź sobie w dupę tą kurtkę- warczę.
Staję przy drodze i próbuję złapać taksówkę. Siadam na zniszczonym siedzeniu z tyłu i podciągam kolana pod brodę. Słyszę jak dzwi koło mnie się otwierają i Ryan opada na fotel przy drzwiach.  Za blisko mnie. Zdecydowanie. Nie mam zamiaru się do niego odzywać.
- Powiesz coś ?- zaczyna.
- Spieprzaj.
Obraca się opierając rękę o mój zagłówek. Marszczy brwi.
- To nie było miłe.
Obracam głowę w jego stronę. Dzieli na jakieś dziesięć centymetrów. Na tyle mało żebym poczuła na twarzy jego ciepły oddech. Przez krótką chwilę mam ochotę rzucić się na to jego idealnie wyrzeźbione ciało i zacząć całować. Bardzo krótką chwilę. Potem przestaję patrzyć się jego przenikliwe, siwe oczy i gwałtownie obracam głowę. Nie wiem jak w ogóle mogłam o czymś takim pomyśleć.
- Nie miało być- odpowiadam szorstko i wysiadam pod moim domem wręczając kierowcy 12 dolarów. Wyjmuję zapasowy klucz z krzaku przy schodach i szarpię stare drzwi.
- Les, daj mi się wytłumaczyć, proszę cię!
Nie słucham go już tylko zaczynam zdejmować przemęczone ciuchy w przedpokoju.
- Otwórz dzwi, Leslie. Proszę- już się nie śmieje. W jego głosie słychać nutkę szczerego błagania. Może jestem wredna ale uśmiecham się pod nosem wiedząc że serio chciałby zacząć się tłumaczyć. Zakładam na siebie szlafrok i wycierający włosy starym podziurawionym ręcznikiem.
- Jedz. To rozkaz- mówi Zoe podkładając mi pod nos ciasteczka. Uśmiecham się do niej i zaczynam je jeść. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego jak byłam głodna.
Zaczyna się ściemniać a ja po godzinie dennej komedii w telewizji zaczynam przysypiać i idę do łóżka żeby nie zasnąć na starej, niewygodnej kanapie.
Kulę się na łóżku i patrząc na kiedyś białego misia z urwanym już uchem zaczynam sobie przypominać cudowne chwile w moim życiu.
11 lat wcześniej...
- Całkiem niedawno temu na wysokim zielonym wzgórzu stał  piękny zamek...
- Może być różowy ?
- Jasne córciu- mamusia uśmiecha się miło a ja zaczynam bawić się puklem jej jasnych włosów-więc stał piękny, różowy zamek w którym mieszkała prześliczna księżniczka o imieniu Leslie. Miała mnóstwo przyjaciół...
- Mamusiu ?
- Słucham kochanie.
- A miała tatusia ?
- Nie, kochanie nie miała. Ale miała mamusię, która kochała ją najbardziej na świecie i poświęciłaby wszystko co ma dla niej. Ale przede wszystkim nigdy w życiu by jej nie opuściła.
Łapię Puszka za białą pluszową łapkę i słucham historii dalej.

Ocieram łzy z policzka wiedząc, że teraz za takie słowa usłyszane z ust osoby która naprawdę mnie kocha oddałabym wszystko.


.......................................
Tym razem znowu pobiłem rekord w późnym oddawaniu rozdziałów ;-) 1:30. Dziękuję dziewczynkom z mojej stronki na fb za wsparcie, mojej marzyczonej, menszowi, i wszystkim którzy komentują. Wszyscy i każdy z osobna jesteście dla mnie monstrualną motywacją <3



niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 7

Wyjeżdżamy z placu zabaw i zapuszczamy się w głąb miasta, gdzie ulice są coraz równiejsze a drogi bardziej zadbane.
Nagle czuję uderzenie gorąca i obraz mi się zamazuje. Klnąc pod nosem opieram się o pierwsze lepsze drzewo walcząc z narastającymi nudnościami.
Ryan podjeżdża do mnie i podtrzymuje mnie za łokieć.
- Wszystko dobrze ?Przepraszam może nie powinienem...
- Nie, wszystko okay. Po prostu nie mam kondycji.
Chłopak mrurzy przez chwile swoje stalowe oczy. I podaje mi swoją butelkę z wodą. Upijam większy łyk i silę się na uśmiech.
- Kiedyś dużo ćwiczyłam to jakoś dawałam radę na w-fie i w ogóle, a teraz jestem zmęczona po wejściu na 1 piętro.
Ryan patrzy się na mnie chwilę.
- Wiesz, że to widać ?
- Co ?
- To, że kiedyś ćwiczyłaś. Masz dobrze zbudowane nogi.
Parskam śmiechem.
- Czy ty właśnie przyznałeś się, że gapiłeś się na moje nogi ?
Chłopak uśmiecha się półgębkiem i krzyżując nogi opiera się o barierkę na przeciwko mnie.
- Bardziej zawiesiłem chwilowo oko.
- Uhm, jasne- mówię odpychając się od drzewa i ruszając chodnikiem dalej w stronę centrum.
- Masz jakieś wątpliwości ?- krzyczy zza moich pleców Ryan. Domyślam się, że celowo mnie nie wyprzedza.
- Gdzie teraz kierowniku ?- pytam zatrzymując się przed pasami.
- Lubisz lody ?- staje koło mnie i przejeżdża ręką po zarośniętej brodzie. Uśmiecham się mimowolnie.
- Sprecyzuj to proszę- mowię pomału zjeżdżając z krawężnika.
- Waniliowe, czekoladowe...
- Dobra. Może być. Ale teraz ty prowadzisz. Nie możesz się wiecznie gapić na moją dupę.
- Ale szkoda.


- Czyli mamy podobne perspektywy na przyszłość. Odebrać dowód i iść do pracy.
- Ale ty może skończysz szkołę średnią. A ja ? Nie mam na to żadnych szans- mówi skubiąc farbę z zielonej ławki.
- Przestań pierdzielić- przerywam mu kończąc jeść wafelek od loda truskawkowego- może skończę tą durną szkółę, ale...z jakim wynikiem ? I tak mnie nie przyjmą na żadne dobre studia. Nawet nie rozważą mojego podania.
- Dlaczego ? To ma jakiś związek z...- przerywa jakby żałował że w ogóle zaczął mówić.
- Dokończ - ponaglał przeczesując ręką włosy.
- Ludzie dużo gadają...- patrzy mi w oczy- ile jest w tym prawdy Leslie ?
Chrząkam cicho dłubiąc bransoletkę na nadgarstku.
- Zależy ile wiesz- mowię odwzajemniając jego spojrzenie.
Nie odzywa się dłuższą chwilę.
Przymyka oczy i zaczyna cicho, prawie szeptem:
- Wiem o prostytucji, narkotykach...
- Nie złych masz informatorów- przerywam mu, bo boję się, że następna bedzie wzmianka o ciąży, a ja nie będę potrafiła skłamać.
- Bywa- uśmiecha się zaciskając usta i zawiesza się na chwilę- czyli to prawda ?
- To że byłam dziwką, tak. Ale narkotyków nogdy nie brałam ani nimi nie handlowałam.
- Dobra.
- Dobra- przedrzeźnianiam go.
- Fajnie to usłyszeć od ciebie.
- Dzięki.
Siedzimy przez chwilę w niezręcznej ciszy.
- Mogę teraz ja o coś spytać ?- przerywam milczenie.
- Wal.
- Kto to Payton ? I dlaczego miałaby się wkurzyć, że wyciągnąłeś te rolki ?
- A co zazdrosna jesteś ?
Prycham.
- Jasne.
- Payton to moja starsza siostra- wydusza z siebie jakby każde słowo sprawiało mu ogromny ból- może się wkurzyć o te rolki bo dostaliśmy je w tamtym roku od taty, a ona nie lubi jak rusza się coś czego się w życiu tknął.
- Gdzie jest twój tata?
- Nie żyje- mówi wyciągając papierosa i podpalając go czerwoną starą zapalniczką.
- Palisz?- pytam.
- Nie. Rzuciłem.
Podchodzę do niego i wyrywam mu szluga z ręki zaciągając się dymem.
Śmieje się pod nosem.
- A ty palisz ?
- Coś ty. Rzuciłam- wypalam do końca papierosa, kiedy znowu zaczynamy jechać.
- Przykro mi- mowię.
Chłopak obraca się do mnie marszcząc brwi.
- Z powody taty.
Obraca się z powrotem i troche przyspiesza.
- Serio ? A mi nie. Nie to że go nie kochałem, bo oddał bym wszystko za sekundę więcej spędzoną z nim, ale jestem na niego wkurzony, że zrobił to na własne życzenie narażając w dodatku całą rodzinę- parska nieszczerym śmiechem- a wszystko przez jedną paczkę narkotyków.
Nie wiem co mam mowić. Słowa chyba nie są tu potrzebne.
Wjeżdżamy na zapuszczony stary most pokryty grafiti z poprzyklejanymi na około tabliczkami ,, GROZI ZAWALENIEM. WSTĘP WZBRONIONY.
Ryan zatrzymuje się po środku. I zaczyna zdejmować kurtkę.
- Co ty wyprawiasz ? - krzyczę na tyle zeby przekrzyczeć szum wody.
- Jedynym sposobem na zapomnienie o życiu jest myślenie o tym czy zaraz się nie skończy.
- Jaśniej proszę.
- Skaczesz czy nie?
- Nie wzięłeś rano leków czy przed wyjściem się czegoś naćpałeś ?
- To i to- odpowiada zdejmując rolki i rzucając na nie kurtkę.
On chyba serio nie żartuje.
- Wyszłam gdzieś z psychopatą. Wymarzone popołudnie.
Ryan zdaje się tego nie słyszeć i wchodzi na skraj mostu. Ogląda się na mnie.
- Masz trzy sekundy na decyzję.
- Wal się.
- Raz.
Nie ruszam się z miejsca.
- Ale wiesz że ja i tak skoczę.
- A skacz se samobójco.
- Dwa.
- Trzy.
Ale wcale nie skacze tylko podbiega do mnie przerzucajac mnie sobie przez ramię i rozpina mi zapięcia od rolek. Kopię go i krzyczę, ale on mówi tylko przez śmiech:
- To był wybór między skaczesz sama a skaczesz z moją nie wielką pomocą.
- Ty dupku ! Ty cholerny psychopato ! Ty...
Nie kończę bo już lecę w dół i zapadam się w zimną, czarną odchłań.

....................................................................................................................
Ta da ! Jutro poprawię błędy ;-) jest juz poniedziałek ! Za 5 godzin wstaję do szkoły ! Ale rozdział napisać musiałam :-*
Czekam na wasze opinie <3







niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 6

- Poczekaj !- krzyczę w biegu zakładając kurtkę.
Nie obraca się, tylko wkłada ręce do kieszeni ubrudzinych smarem dżinsów. Dopadam do niego od tyłu.
Uśmiecha się pod nosem.
- Gdzie idziemy ?- pytam.
- Najpierw po jakiś środek transportu.
Skręcamy w zapuszczone dzielnicę za moim domem. Nigdy sie tu nie zapusczalam. Zatrzymuje sie przy zakręcie.
- Nie bój sie. Jestes ze mną. Nic ci sie nie stanie.
Czy ja wlasnie chce mu zaufać ? Nie rób tego nie rób tego, podpowiada mi umysł. Chyba wlasnie oszalałam
- Okay-wykrztuszam.
Chłopak podnosi zardzewiałą klapę w jednej ze starych kamienic. Pomieszczenie jest dość obszerne. Po środku stoją samochody a po bokach na zardzewiałych półkach, które wyglądają jakby zaraz miały się zawalić leżą narzędzia. Warsztat. Jasne.
Wpuszcza mnie do środka i zamyka klapę z powrotem.
- To ja Bern !- krzyczy podchodząc do jakiejś starej szafy i czegoś w niej szukając.
Po chwili wyciąga karton a z niego dwie pary rolek.
Jedne daje mi.
- Ja nie umiem jeździć- mowię.
- To się na uczysz mówi władajac rolki- no dawaj- pogania mnie- nie chce cie zabić.
- Serio ?- rzucam ironicznie.
Czy ja musze być tak uległa ?
Warczę cicho i twardo siadam na podłodze. Zaczynam wkładać fioletowe zniszczone rolki.
W tej chwili do pomieszczenia wchodzi siwowlosy mężczyzna, dobrze zbudowany jak na swój wiek i wycierający ręce starą szmatą.
- Hej Ryan- mówi i patrzy na mnie, ale chwilę później zdaje się już mnie nie zauważać - Payton nie wkurzy sie że je wyciągnąłeś? - wskazuje na rolki.
- Nie- odpowiada siwooki chłopak i zaciska usta- nie ma na co się wkurzać. Czasu się nie cofnie. Tyle.
- Spales coś dzisiaj ? - pyta mężczyzna- nie wyglądasz najlepiej.
- Dzięki Bern. Ty to potrafisz człowieka zmotywować.
Mężczyzna uśmiecha się szeroko i zaczyna coś gmerać przy jednym z pojazdów.
Zapinam ostatnie zapięcie i próbuje sie  podnieść. Na początku mi sie udaje ale potem ląduję twardo  na betonie. Klne pod nosem o rzucam wściekłe spojrzenie rozbawionemu Ryanowi.
- To nie jest śmieszne-warczą pocierając ręką obolałe miejsce na pupie.
- Ależ jest. Żałuj, że noe widziałaś swojej miny- mówi chłopak i podaje mi rękę.
Patrzę wściekłe na jego nieeoholoną twarz, ale przyjmuję pomoc. Podnosi mnie jakbym nic nie ważyła i chwyta mnie za łokieć żebym znowu się nie przewróciła. Potem przenosi swoją dłoń na moje plecy i pcha mnie do wyjścia. Gdybym nie miała ciemnej karnacji byłabym teraz pewnie czerwona jak burak. Nigdy się tak nie czułam jak dotykał mnie jakiś facet...ale chwila! Stop! Chyba na serio zaczynam świrować.
- Wszystko okay? - pyta Ryan marszcząc brwi- źle się czujesz?
O tak. Czuję się jakbym była na haju.
- Nie nie. Wszystko dobrze- mówię, a chłopak zamyka za mną klapę warsztatu.
- Przepraszam za te rolki, ale nie mam samochodu, a tam gdzie jedziemy jest trochę daleko i...
- Nie ma sprawy- przerywam mu kręcąc głową.
- Okay- podjeżdża do mnie od tyłu i kładzie ręce na moich biodrach.
Przechodzą mnie ciarki. Jak ja się zachowuję.
- Cała sztuka polega na tym żeby być lekko pochylonym do przodu- kontynuuje, a ja czuje jego ciepły oddech z tylu mojej głowy- żeby się nie obić. A jeździsz tak jak chodzisz po lodzie- pousuwa moje nogi delikatnie do przodu. W końcu rozluźniam się trochę a Ryan przejeżdża obok mnie i chwyta mnie za rękę ciągnąc za sobą. Wjeżdżamy na duży płac pełen małych rozweselonych, umorusanych dzieci bawiących się w berka. Ryan zatacza przede mną kółka i śmieje kiedy krzyczę żeby mnie nie pusczał. Pierwszy raz od kilku lat szczerze się śmieję i zapominam o dręczących mnie problemach. Nie wiem jak chłopak którego poznałam zaledwie wczoraj pozwala mi zadać sobie pytanie którego bałam się odkąd mama nas zostawiła. Leslie Linth czy jesteś szczęśliwa ? Tak.
........................................................
Hey Hey kochani :-) przepraszam za błędy ale poprawię je jak będę na komputerze.
Ten rozdział dedykuję:

zuz9 ( kocham cię Zuzu )
Strarstachbookoholic ( ciebie również córcia )
Dark Blood
ponczek54
Aleksandra Grzesik
Fancy Nancy
Black Rose
Avery
Cookie
Mollyss
Daleki W
PoulaVlog
Wioletta Jakubowska
Niepowtarzalna
The Darkness Tempress
Małgorzata Szymańska

Mam nadzieję, że wszystkich wymieniłam :-) jak nie proszę się upominać :-*
Loveczki <3

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 5

Siedzę na podłodze w toalecie i uderzam sobie testem ciążowym w udo. Nie zrobię go. Nie ma przecież takiej potrzeby. Nie jestem w ciąży. Na bank.
- Wyjdziesz w końcu stamtąd ?- krzyczy Zoe waląc w dzrzwi- rób ten test i wyłaź. Ja mam potrzeby fizjologiczne.
- To idź się odlej pod krzaczek! Myślisz, że to takie proste?
- Tak. Dokładnie tak myślę.

Wyjmij ten test i go zrób. Raz, raz. Nic prostszego- powtarzam sobie w myślach.
W końcu wyciągam go z opakowania. Teraz gapię się w żółtą ścianę trzymając w ręku test. Błagam jedna kreska, jedna kreska ! Czy o tak wiele proszę? Boję się spojrzeć w dół. Jedna błagam błagam błagam ! Nie wiem jaka siła pcha moją głowę w dół. Dwie. Patrzę jeszcze raz, i jeszcze. Szczypię się w ręce. Nic. Na teście nadal widnieją dwie kreski.
- Cholera, cholera, cholera !- wrzeszczę.
- A nie mówiłam ?- szepcze Zoe przez szparę w drzwiach.
- Oj zamknij się.
Otwieram gwałtownie drzwi od łazienki o mały włos nie uderzając Zoe. Nie przepraszam tylko wbiegam do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Łzy cisną mi się do oczu. Ale zaciskam wargi żeby je odpędzić.
Nie chcę dla dziecka takiego życia jak moje. Bez ojca. Nie chce żeby mieszkało w niebezpiecznej dzielnicy i musiało nosić przy sobie nóż. Nie chcę tego z całego serca.

Ramiona mi się trzęsą. Ale nie płaczę. Do pokoju wchodzi Zoe.
- Nie ma się co załamywać- mówi- poradzisz sobie. Stało się i się nie odstanie.
- Wiem- milczymy przez chwilę a siostra kręci się w tą i z powrotem.
- A jak ukryję to w szkole ? - pytam w końcu.
- Testy piszesz pod koniec kwietnia- mówi sięgając koło mnie- potem juz nie musisz tam chodzić- przerywa na chwilę- może do tego czasu brzuch ci tak bardzo nie urośnie.
- Może...
Siedzimy tak chwilę a ja walczę ze łzami. Jestem wściekła na siebie za to co zrobiłam.
Muszę przestać o tym myśleć. Jakby tego w ogole nie było.
- Zoe ? Chcesz upiec ciasto ?- wypalam.
Siostra patrzy sie na mnie prze chwilę:
- Ty tak na serio ?- pyta.
- Całkowicie.
Widzę jak się szczerze uśmiecha.
- Super- mówi.

Stoimy przy pomarańczowym, obrapanym kuchennym blacie. Ja mieszam nadzienie w starej drewnianej misce, tej samej której używałyśmy z mamą, a Zoe ugniata ciasto. Łyżka utyka mi w karmelu i z całej siły próbuję się jej stamtąd pozbyć. W końcu mi się to udaje, ale przypadkiem trafiam nią prosto w nos siostry. Jęczy cicho i go pociera. A ja śmieję się widząc trochę karmelu na czubku jej nosa.
- Co cię tak śmieszy co ? - pyta nadal masując nos- to bolało.
Przepraszam...ale...przepraszam- mówię z przerwami na wybuchy śmiechu.
- Dureń- mówi rzucając we mnie mąką.
Oddaję jej tym samym i całe w mące wracamy do pracy.
Nagle słyszę dzwonek do drzwi.
- Ja pójdę- mowię do Zoe i wycerając ręce o spodnie ruszam w stronę wejścia.
Przed drzwiami widzę wysokiego bruneta w poszarpanych dżinsach i brudnej, niebieskiej koszuli. Zamurowuje mnie.
- Hey- mówi.
A ja odruchowo zasłaniam swój brzuch. Szybko jednak cofam rękę zdając sobie sprawę z tego, że precież nic nie widać. Udaję tylko że otrzepuję spodnie.
- Skąd- odchrząkuję- skąd masz mój adres ?
- Powiedzmy, że nasza kochana buda nie za bardzo pilnuje dzienników.
- Zakosiłeś dziennik tylko po to żeby sprawdzić gdzie mieszkam ?
- Dokłanie- mówi wkładając ręce do kieszeni- i ten...chciałem spytać jak się czujesz- jąka się.
Czy ktoś się o mnie martwi...?
- Zarąbiście- kłamię- a teraz przykro mi- zaczynam zamykać drzwi- ale muszę pana pożegnać. Było miło.
Zatrzymuje drzwi ręką.
- Poczekaj. Chciałabyś może gdzieś wyjść ?- pocięta ręką kark.
Wywracam oczami.
- Z kim się założyłeś?
- O co ?- wydaje się zmieszany.
- Że się ze mną umówisz.
Śmieje się i kręci głową.
- Nadal nie wiem za kogo ty mnie masz.
- Za człowieka który bez celu mnie prześladuje.
- Nie ma za co - mówi.
Marszczę brwi.
- No wiesz gdyby nie ja to pewnie rozwaliłabyś sobie głowę.
- Ach ty mój bohaterze co ja bym bez ciebie zrobiła- mowię teatralnie.
Uśmiecha sie pod nosem.
- Pasuje ? - pytam.
- Mogłoby być lepiej. Ale ujdzie.
- Super. To teraz żegnam- zatrzaskuję drzwi.
Widzę Zoe stojącą w przedpokoju i oblizującą łyżkę.
- Od zawsze wiedziałam, że jesteś głupia, ale nie wiedziałam że aż tak - mówi- chłopak ewidentnie na ciebie leci.
- I...?
Podchodzi do mnie i wyciera mi buzię rękawem.
- I teraz pójdziesz z nim na ten cholerny spacer czy coś.
 - Ale ja...
- Cicho- przerywa mi- biegnij za nim bo ci zniknie gdzieś za rogiem.
Przez chwilę biję sięz myślami po czym wybiegam na ulicę.
..........……,……,……

Hej hej ! Chciałam wam bardzo podziękować na komentarze na moim blogu. Nawet nie wiecie ile sprawiają mi one przyjemności <3 są rownież wielką motywacją.

I specjalny komunikat dla Cebuli- za ten rozdział wisiss mi twixa :-*





środa, 11 marca 2015

Rozdział 4

Budzi mnie burczenie w brzuchu. Po cichu schodzę na dół i jem płatki z mlekiem. Kończę jeść i nagle robi mi się strasznie niedobrze. Biegnę do łazienki i zwracam mój wcześniejszy posiłek.
- Poranne nudności, co ?- Zoe opiera się o ramę dzwi.
- To od mleka. Za ciężkie jak na śniadanie. Tyle.
- Taa. Wmawiaj sobie.
Przemywam buzie nad zlewem.
- Nie marnuj czasu na bezsensowne gadanie- mowię- jeszcze chwila i się spóźnisz.
Siostra wzdycha ciężko i idzie do pokoju.
Ja przeczesuje ręką moje niedbale ścięte włosy i ubieram na siebie mundurek. Pod oczami widnieją mi duże wory, ale nie zwracam na to uwagi. Odwracam  szybko głowę i wychodzę z łazienki.
Rozchodzimy sięz Zoe na swoje połówki. Ona jest uśmiechnięta. Ja tez sie staram ale raczej z marnym efektem. Kieruje się odrazu pod salę lekcyjną. Nie chce wchodzić do zatłoczonej szatni bo nic dobrego by z tego nie wyniknęło.
Nagle słyszę za sobą głos. Męski głos, który rozpoznaje. I to mnie przeraża. Chcę być jak najdalej od niego. Przyspieszam. On robi to samo zrównując się ze mną.
- Cześć- mówi.
Nie odpowiadam. Myślę, że jak go oleję to się odczepi.
- Cieszę się, że nie skoczyłaś.
Znowu milczę.
Wymija mnie. Teraz odzie tyłem.
- Nie spytasz mnie nawet o imię? To nie kulturalne.
Zaraz mu przywalę.
- Słuchaj- mowię- nie wiem w co ty grasz, ale idź już lepiej rozpowiedz całej szkole, że nie sosć, że jestem dziwką, to jeszcze mam myśli samobójcze. Ucieszą sięz nowych wiadomości.
- Za kogo ty mnie masz, Leslie ?
- Skąd...- nie kończę bo w głowie czuję tępy ból i odpływam.

- Leslie ? Leslie, obudź się!- słyszę głos pielęgniarki i zmuszam się do otwarcia oczu.
- Dzięki Bogu- mówi kobieta, a już myślałam, że będę musiała wzywać karetkę.
Pomału siadam na leżance. Ból głowy jest nie do zniesienia. Pielęgniarka podaje mi kubek wody i tabletkę, a ja zmuszam się do uśmiechu.
- Jadłaś coś rano ?- pyta.
- Tak, ale zwymiotowałam.
- To pewnie grypa żołądkowa. Powinnaś zostać w domu. I może zadzwonić do...- przerywa bo do gabinetu wbiega Zoe i rzuca mi się na szyję.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest- szepcze.
- Zoe, myśle że powinniście skontaktować się z waszą mamą. Leslie nie powinna sama wracać.
- Nie trzeba- odpowiada za mnie siostra- wrócimy razem.
- Ale ja nie mogę ciebie ciągle zwalniać Zoe. Będziesz miała zaległości.
- Proszę mi zaufać. Ostatni raz .
Pielęgniarka w końcu ulega i wypisuje zwolnienia.
Siostra pomaga mi wstać i podtrzymuje pod ramie.
- Prosze pani ? Jak się tu dostałam ?- pytam. Kobieta jest za słaba zeby mnie podnieść.
Uśmiecha się.
- Pewnien uroczy młodzieniec cię przyniósł.
O matko. Ale wiocha. Oglądam swoje ręce, nogi, buzię. Żadnych śladów zadrapań. Mogłam się domyślić. Przeciez stał najbliżej mnie. Cieszę się, że on tam stał. Myślę, że nawet gdybym zemdlała na środku korytarza wsród mnóstwa ludzi i tak nikt by mnie nie złapał. Prędzej zaczęli by mnie kopać.
- To co? - zagaduje Zoe jak wychodzimy ze szkoły- do apteki teraz ?
- Mamy w domu jakieś prochy na ból głowy.
- Nie mowię o lekach przeciwbólowych.
Rzucam jej wściekłe spojrzenie.
- Wbij sobie do głowy...- zaczynam.
- Oj przestań- wywraca oczami- jak jesteś taka tego pewna to co zaszkodzi się upewnić?














piątek, 6 marca 2015

Rozdział 3

Wchodzę do domu. Z kuchni dobiega szum wody. Zoe zawsze zmywa jak się zdenerwuje. Często żartuję sobie, że powinnam ją częściej denerwować, bo ja nienawidzę myć naczyń. Siadam na stole koło okna i skubię orzeszki. Siostra po chwili zakręca wodę i siada koło mnie.
- Fajne włosy- zaczyna.
Uśmiecham się i pocieram ręką prawie goły kark.
- Dzięki.
Siedzimy w ciszy.
- Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam- siostra również zaczyna skubać orzeszki.
- Należało mi się- odpowiadam szczerze.
Zoe energicznie kręci głową.
- Nieprawda. Jesteśmy siostrami. Powinnyśmy się wpierać a nie na siebie wydzierać.
- Kocham cię- mówię i ją przytulam. Cieszę się, że tak łatwo wybacza.
Siostra zeskakuje ze stołu i siada na blacie przede mną.
- Wiesz co ?- pyta- trochę o tym myślałam i nie powinnyśmy były uciekać dzisiaj ze szkoły. Ci wszyscy debile tylko tego oczekują. Że się załamiemy. Musimy im pokazać, że się mylą.
Kiwam głową.
- Tylko nie rozumiem jednej rzeczy- mówię ze łzami w oczach- dlaczego uczepili się akurat mnie ? Przecież w naszej szkole pełno jest dziwek, które na dodatek się tym szczycą. I ich jakoś nikt nie nęka.
- Bo świat jest pełny pieprzonych dupków z pustką w głowie- krzyżuje nogi zwisające jej z blatu- przestałaś to robić. Jesteś najsilniejszą osobą jaką kiedykolwiek znałam- patrzy mi w oczy- i oni też to wiedzą. Zżera ich to, że sami są za słabi na to, żeby z tym skończyć- przeczesuje włosy ręką- grunt to mieć ich w dupie.
Milczy przez chwilę po czy zeskakuje na ziemie. I gapi się na mnie dłuższy czas.
- Co? - pytam w końcu.
- Jesteś pewna, że nie jesteś w ciąży- wyrzuca ze sobą z prędkością karabinu maszynowego tak by wymówić to jak najszybciej. Zastygam z orzeszkiem przy ustach. Wlepiam w nią zaskoczony wzrok.
Naciąga bluzę na dłonie.
- No bo wiesz...- kontynuuje- nie możesz być pewna, że się zabezpieczaliście. Byłaś przecież pijana i...
- Nawet jak ja zapomniałam o tabletkach, w co wątpię, to on na bank nie byłby taki głupi, żeby nie użyć prezerwatywy- przerywam jej.
- Ale nie masz pewności, że nie pękła...
Uciszam ją ruchem ręki.
- Stop! Siostra czego was uczą w tej szkole?
Uśmiecha się.
- Nie muszą tego uczyć. To jest logiczne.
Nie chcę żeby kontynuowała więc zrywam się na nogi, a Zoe wraca do mycia.
Jestem już na schodach gdy dosięga mnie jej głos.
- Les?
- Hmm?
- Mogłabyś oddać mi moją maszynkę ? Nie chcę iść jutro do szkoły z krzakami pod pachami.
 Śmieję się i rzucam w nią maszynką.
- Wypchaj się ! -krzyczę.
Puszcza mi buziaczka i odkręca wodę.






wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 2

Czekam na Zoe. Zawsze to ona czeka na mnie, bo ubiera się zdecydowanie szybciej niż ja. Ale dzisiaj jest inaczej. Stoję przed szkołą 10, 15 minut. Zaczynam się denerwować. Wchodzę do budynku żeby jej poszukać. Korytarze są puste. Dzięki Bogu. Koeruję się do szatni. Nic.
- Leslie ?
Słyszę za sobą głos pielęgniarki. Coś się stało. Czuję to. Przechodzi mnie dreszcz. Obracam się powoli w stonę wołającego mnie głosu.
- Zoe ci nic nie mówiła?- pyta- zwolniłam ją do domu godzinę temu.
Ogarnia mnie panika. Nie jest dobrze. Biegiem ruszam do drzwi. Przez ramię krzyczę krótkie podziękowanie.
Chyba jeszcze nigdy nie biegłam tak szybko. Wpadam z impetem do domu. I nawołuję siostrę. Cisza. Nie zdejmując butów wbiegam na piętro. Z łazienki słyszę szum wody. Trochę się uspokajam. Z dużym naciskiem na trochę.
 Pukam do drzwi.
- Zoe ? Jesteś tam ? Martwiłam się.
- Odejdź! Nie zbliżaj się do mnie !- krzyczy. To nie jest zwykły krzyk. To brzmi bardziej jak zawodzenie. Zamarza mi krew w żyłach.
Uchylam dzwi do łazienki. Widzę siostrę skuloną w wannie. Cała sie trzęsie, po koacistych policzkach spływa jej makijaż.
- Zniszczyłaś mi życie- już nie krzyczy. Wypowiada te słowa pełnym nienawiści pozbawionym jakich kolwiek uczuć głosem. Nie chcę jej pytać co się stało. Przecież doskonale to wiem. Zniszczyłam jej zycie tak samo jak matka mnie.
- Lana mówiła, że przespałaś się z jej bratem.
Przez chwilę stoję jak wryta. Nie żebym nie spodziewała się słów Zoe. Po prostu nie mam nic na swoją obronę. Podchodzę tylko do wanny i niepewnie obejmuję jej chude mokre ciało. Szlocha. Najpierw próbuje odepchnąć mnie od siebie, ale potem odpuszcza.
- A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze ?- pyta- to, że chciałabym móc uwierzyć, że to nieprawda. A nie mogę.
Rozumiem ją. Ja nawet nie potrafiłabym wymienić imion wszyskich chlopakow z którymi spałam. Nie dlatego, że ich nie pamietam ( choć po czesci tak jest ), ale dlatego że było ich tak wielu. W tej chwili pałam do siebie jeszcze wièkszą nienawiścią.
Zakręcam wodę i zarzucam na ramiona siostry szlafrok żeby nie zmarzła, gdy widzę że nie ma zamiaru ruszyć się z wanny. Wstaję z podłogi i rozglądam się po łazience. Na szafce pod lustrem leży maszynka do golenia. Wiem, że Zoe nigdy by sie nie pocięła, ale mimo to na wszelki wypadek wsadzam ją do tylnej kieszeni. Chwytam w pośpiechu kurtkę i wybiegam z domu. Biegnę przed siebie. Nie do końca myślę o tym gdzie.
Za lasem jest mały most. Padam na kolana przy zardzewiałej niebieskiej poręczy i kryczę na cały głos. Po policzkach spływają mi słone łzy. Już dawno przestałam nad nimi panować. Na betonie przede mną jest kałuża. Patrzę na swoje znienawidzone czarne proste włosy i piegi na policzkach. Walę w kałuże pięścią. Aż twarz szczęśliwej kiedyś dziewczyny sie rozmazuje. Wstaje z klęczków i wychylam się za barierkę. Nagle sobie cos przypominam. W bucie mam nóż. W mojej okolicy to konieczne. Wyciągam go, przesuwać swoje włosy na przód i tnę je jak leci. Patrzę jak czarne kosmyki drywują na powierzchni wody. Wcale nie jest mi ich szkoda.
- Skoczysz ?- słyszę za sobą męski głos. Nie musze sie obracać żeby stwierdzić że należy on do kogoś młodego.
- Gówno ci do tego.
- Co tak ostro?- śmieje się. Milczy przez chwilę- ale wiesz, że skacząc z tad się nie zabijesz ? Musiałabyś pójść gdzieś wyżej.
- Odpieprz się ode mnie i zajmij się swoimi sprawami, okay?
Podchodzi do mnie i opiera się tyłem o barierki koło mnie.
- Nie chciałbym mieć nikogo na sumieniu.
Jestem już na prawdę wkurzona.
- Mówię ostatni raz- cedzę prze zęby- spiepszaj stąd albo wrzucę cię do tej rzeki i nie będę miała potem najmniejszych wyrzutów.
- Nie sądzę żebyś dała radę.
- Zdziwiłbyś się.
Po co ja w ogole z nim gadam ? Walę ręką w stał i obracam się z powrotem w stronę lasu.
Chłopak śmieje się i rusza za mną.
- Może cię odprowadzić?- pyta.
Wystawiam mu palca przez ramię i odchodzę puszczając jego kpiny mimo uszu.











niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 1

Wchodzimy z Zoe do poszarzałego budynku publicznej szkoły. Siostra idzie na prawo ja na lewo. Nie chcę zostawać tu sama, ale nie powiem jej tego. Wytrzymałam tu już 11 lat wytrzymam jeszcze pół roku.
Idę korytarzem popychana w kółko przez jakichś ludzi którzy szepczą mi różne obelgi do ucha. Zaraz wybuchnę. Czuję, że zaczynam nad sobą panować. Jeszcze więcej szeptów, kpin, upadam na podłogę pchana przez jakiegoś młodszego chłopaka. Coś we mnie eksploduje. Biegnę do łazienki nie słysząc nic wokół mnie. Zamykam się w jednej ze starych kabin, podkurczam nogi i wkładam ręce we włosy. Z mojej piersi wydobywa się głuchy szloch. Wiem kim jestem w oczach innych ludzi. Zwykłą dzi*ką, która śpi co weekend z paroma chłopakami, często będąc za bardzo upita, żeby coś pamiętać. Dziewczynę, która imprezuje na potęgę tylko dla zaspokojenia własnych potrzeb.
Ale najgorsze jest to, że mylą się tylko trochę. Jedynym co dzieli ich od prawdy to to, że ta dziewczyna robiła to wszystko z tęsknoty za mamą. I po to, by choć przez chwilę na siłę poczuć się kochaną. Robiła to zanim zobaczyła jak bardzo odrywa się od rzeczywistości i jak bardzo upodabnia się do znienawidzonej matki.
Teraz jestem zerem. Niczym. Zwykłym śmieciem, którego trzeba się pozbyć. Teraz żyję tylko dla Zoe. Chociaż wiem, że ona widziała to wszystko co się ze mną działo. I mimo tego mnie nie opuściła. Nadal się do mnie odzywa. I mnie kocha. A nie powinna.
Nie wiem ile tak siedzę. Chyba do momentu, w którym moja głowa już nie wytrzymuje natłoku myśli i strumieni łez. Wiem, że nie mogę tak pokazać się w klasie. Podchodzę do lustra. Nachylam się nad zlewem i przemywam twarz zimną wodą. Po chwili moje oczy nie są już tak zapuchnięte, a ja ogarniam z mokrego czuła pojedyncze kosmyki kruczoczanych włosów. Nienawidzę siebie. Bardziej niż matki.
Ruszam pustym już korytarzem na lekcje. Po wejściu w klasie nastaje cisza nie licząc cichych śmiechów koleżanek. Byłych koleżanek. Które były nimi tylko zanim się stoczyłam. Zajmuję miejsce w ostatniej ławce.
- Bardzo się cieszę panno Linth, że zaszczyciła nas pani swoją obecnością- mówi nauczycielka wlepiając we mnie wzrok- ale może mi pani wyjaśnić dlaczego nie ma pani mundurka.
- Bo mi się wybrudził- mówię zgodnie z prawdą.
- To nie twój pierwszy raz, Leslie. Przejdź się do dyrektora. I tak już nic nie skorzystasz z lekcji.
- Ale...-zaczynam
- To nie była prośba tylko rozkaz.
Chwytam z wściekłością mój plecak i wybiegam z sali trzaskając drzwiami.

- Który to już raz ?
Dyrektor chodzi w tą i z powrotem po gabinecie obgryzając paznokcie i co chwila na mnie spoglądając.
- W tym roku czy ogólnie?- pytam z kamiennym wyrazem twarzy.
Dyrektor śmieje się pod nosem. Jest młody jak na tak ważne stanowisko.
- Przecież obydwoje dobrze wiemy, że nie udałoby ci się tego policzyć- przerywa na chwilę, a gdy się nie odzywam dodaje- oczywiście w tym roku.
- Nie wiem. Piąty?- moja twarz nadal nie wyraża żadnych emocji.
Podchodzi do mnie i opiera się o oparcia krzesła, na którym siedzę.
- Właśnie. I widzę, że cię to w ogóle nie rusza.
Próbuję zacząć coś mówić, ale mi przerywa.
- Dokładając do tego jeszcze notoryczne spóźnienia i nieobecności- przewracam oczami- będę zmuszony wezwać do szkoły twoją matkę.
- Nie ! - krzyczę trochę za głośno.
Mężczyzna patrzy na mnie zaskoczony.
- Jakiś problem?
- Nie...znaczy tak. Moja mama nie może przyjść.
- Tak? A to dlaczego?
- Bo jest stewardessą. Nie sądzę by znalazła czas- czasem przeraża mnie jak łatwo przychodzą mi kłamstwa.
Dyrektor milczy przez chwilę. Wzdycha.
- Dobrze- mówi w końcu- ale prace w szkole i tak cię nie ominą. Pani Lewis wszystko Ci przekaże. Możesz iść.
Kieruję się do drzwi.
- Ale i tak powiadomię twoją mamę- słyszę za sobą głos.
Przełykam ślinę. Otwieram drzwi.
- Do widzenia- mruczę, a w głowie myślę ,,do zobaczenia ".
Zadzwoni do mojej mamy. I tak nie odbierze. Zastanawiam się dlaczego dyrektor tak łatwo mi uwierzył. Niestety kończą mi się kłamstwa. Ale co miałam powiedzieć? ,, Moja mama nie da rady przyjść, bo za pewne teraz budzi się leżąc w łóżku z obcym facetem i wielkim kacem"?
Zaciskam ręce w pięści i ruszam korytarzem na następne lekcje.



czwartek, 26 lutego 2015

Prolog

Budzę gwałtownie i uderzam głową o lampkę nad łóżkiem. Patrzę na poszarzały budzik na parapecie masując sobie obolały punkt na czole. Nie chodzi. Oczywiście.
- Cholera !- krzyczę szukając swojego mundurka w szafce. Znajduję go pod grzejnikiem. Cały jest upaprany czymś różowym i lepkim. Biorę go w garść i wściekła ruszam do pokoju siostry.
Już świta. Czyli mamy nie ma w domu, a ja jestem spóźniona na angielski.
Pcham biodrem niebieskie obdrapane drzwi i podchodzę do okna odsłaniając roletę. Siostra jęczy nakrywając się szczelniej kołdrą. Zrzucam ją z niej i rzucam jej mundurek na głowę.
- Możesz mi łaskawie powiedzieć co to jest?- pytam z wściekłością.
Podnosi się z ociąganiem i ziewa.
- Twój mundurek?- jęczy.
- A czym jest uklejony?
- A skąd ja mam to wiedzieć? To nie moje !
Przewracam oczami.
- Ale to nie u mnie były koleżanki, które kochają grzebać w czyichś rzeczach, gdy nie ma ich właścicielki !- krzyczę.
- Oj daj se na luz, Les. Załóż coś innego. A to się spierze.
- Tak, bo tak jest najłatwiej !- przeczesuję ręką włosy- ubieraj się. Jesteśmy spóźnione-wychodzę trzaskając za sobą drzwiami.
Wkładam na siebie moje jedyne, sprane dżinsy i różowy sweter. Mam ewidentnie przerypane za brak mundurka.
Nie patrzę w lustro. Przez jedną noc piegi na pewno mi nie zniknęły a włosy nie zaczęły się kręcić. Upinam je tylko w koka i biorę z pod łóżka niebieski plecak z urwanym jednym ramiączkiem.
- Zoe pośpiesz się- mówię waląc pięścią w dzwi pokoju siostry.
Wychodzi po dłuższym czasie zaplatając na swoich brązowych włosach warkocza.
- Dłużej się nie dało?- pytam.
- To że ty o siebie nie dbasz to nie znaczy, że ja nie mogę.
Patrzę jak zbiega po schodach. Kiedy zaczęła się malować ? I kiedy tak urosła ? Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest już dzieckiem. Może nawet ma chłopaka ?
Wychodzi razem na ciepłe powietrze Cleveland. Idziemy ulicą, żeby nie wybić sobie zębów o nierówny chodnik. Tutaj i tak nikt nie ma samochodów.
- Les ?
- Hmm ?
- Wiesz gdzie jest mama ?- pyta Zoe zciszając głos.
- Nie zadawaj głupich pytań- warczę.
Nastaje chwila ciszy. Siostra nerwowo miętosi bransoletkę. Ja mam taką samą.
- Przepraszam- mówię w końcu- nie powinnam się na Ciebie denerwować. Tylko to drażliwy temat.
- Wiem.
Zoe jest młodsza o cztery lata.
Nie miała okazji spędzić tyle czasu z mama co ja. Nie wie co straciła bo tak na prawdę nie miała okazji jej poznać. Ale ja tak. Pamietam jak usmiechala się jak robiłyśmy razem ciasteczka. Nie ważne ze nie wyszły. I jak raz zabrała mnie na zakupy i kupiła najpiękniejsza i jedyna w moim życiu sukienkę. Wiem, że taka mama nigdy nie wróci. I za to jej tak bardzo nie nawidzę. Nie chodzi nawet o to, że nie znamy z Zoe swoich ojców. Ona zapewne też nie. Tylko o to że dała mi, choć nie dużo,powodów do tego zebym za nią tęskniła. I na to zebym codziennie płakała nad tym, że nigdy z powrotem nie poczuje sie kochana tak jak wtedy gdy była z nami częściej niż raz w tygodniu na jedną noc. W ogole kochana w jaki kolwiek sposób. Zoe nie ma powodów by jej nienawidzić. Ale nie wiem czy ona kiedyś miała szansę czuć się kochana. I wiem, że obie o tym marzymy.