Potem pukanie staje się bardziej natarczywe. Serce zaczyna mi walić tak, że mam wrażenie że jego echo roznosi się po całym pokoju. Delikatnie odkrywam ręką kołdrę i za szybą dostrzegam ciemną postać. Z mojego gardła odruchowo wydobywa się głośny krzyk. Zoe wpada do mojego pokoju z kijem od miotły w ręku i szarżując z nim w stronę okna zapala światło. I wtedy widzę, że postać za oknem to Ryan. Staram się pozbyć z umysłu myśli, że cieszę się, że tu jest. Moje myśli co do niego są tak durne, ale gdyby ktoś mógłby mi je wymazać...raczaj nie chciałabym żeby tak się stało. W końcu są kierowane do osoby, która sprawiła, że chociaż na krótką chwilę poczułam się szczęśliwa. Przez krótką wycieczkę z nim na rolki, przez opowiedzenie mi o tacie, przez jedną gałkę loda waniliowego. I nawet ten porypany pomysł ze skokiem do wody. On też w pewnym niezrozumiałym sensie sprawił mi radość i...i dzięki tym wszystkim rzeczom pomyślałam, że moje życie nie jest tak strasznie do dupy ? Czy to ma sens ?
Teraz Ryan stoi za oknem śmiejąc się z bojowej postawy Zoe.
- Może mnie wpuścisz ? - pyta wskazując na klamkę.
- A może nie ? - odpowiadam oddychając ciężko i siadając na materacu.
- No dobra to w takim razie pześpię się na balkonie- mówi siadając na betonie- a przypominam ci że mamy zimę.
Mimowolnie się uśmiecham i rozkopując kołdrę zeskakuję na podłogę.
- Idź spać- mowię do Zoe zabierając od niej kij.
- Bo ?- pyta kładąc ręce na biodrach.
- Bo nie chcę żebyś nam przeszkadzała- mowię pchając ją do drzwi. Staje za progiem i marszczy brwi.
- Pomyślmy- mówi- chcesz zamknąć się sama w pokoju z jakimś chłopakiem...- zatrzaskuję jej drzwi przed nosem nie pozwalając skończyć.
- Tylko nie kochajcie się zbyt głośno! - krzyczy zza ściany.
- Zamknij się skrzacie- warczę ze śmiechem i podchodzę do okna. Chłopak wskakuje do środka uderzając o drewnianą podłogę podniszczonymi trampkami. Uśmiecha się półgębkiem i delikatnie przygryzając wargę przejeżdża mnie wzrokiem od góry do dołu.
- No co ? - pytam uśmiechając się delikatnie, bo przecież doskonale wiem o co mu chodzi.
Odchrząkuje i rozwala się na czerwonym fotelu stojącym w rogu pokoju który pod jego ciężarem głośno skrzypi.
- No cóż...- zaczyna przelykajac ślinę- tw...twoje nogi...one...- jąka się, a ja zaczynam sie głośno śmiać i siadam na łóżku.
- Kontynuuj- zachęcam go.
- Gołe wyglądają jeszcze lepiej.
Prycham i kładę się na zmemłanej pościeli. Przez chwilę między nami panuje cisza do tego stopnia, że słyszę tykanie budzika, który nagle łaskawie zaczął działać.
- Więc...
- Chciałem...- zaczynamy w tym samym czasie.
Siadam po turecku kładąc ręce na stopach i odruchowo próbując odrzucić włosy do tyłu, ale napotykam tylko powietrze.
- Ty pierwszy- odzywam się w końcu.
- Chciałem cię przeprosić za to...wiesz...to było głupie i teraz...
- Nie ma za co- przerywam mu delikatnie kręcąc głową.
- Serio ?- pyta unosząc brwi.
- Bardzo serio. Nic się nie stało. I...żyjemy no nie ?
Znowu chwila ciszy. Teraz odzywa się Ryan:
- Swoją drogą, strasznie głośno krzyczysz- mówi teatralnie pocierając ucho. Sięgam za sobie i ciskam w niego poduszką. Unosi ręce do góry ukazując uśmiech, który tak bardzo mi się podoba.
Patrzymy się na siebie przez chwilę.
- To ja już się będę zbierać- mówi Ryan wstając i poprawiając kurtkę.Kieruje się w stronę okna.
- Ryan?- mruży oko i patrzy na mnie podejrzliwie- może wyjdziesz przez drzwi ? Jak normalny człowiek ?
- Tak...jasne- mówi, a w jego głosie słyszę coś co brzmi jak..rozczarowanie ?
Naciska na klamkę a ja nie mogę sie ruszyć. Jakby jakaś siła kazała mi stać w tym miejscu i poruszać ustami. Tylko co miało się w nich pojawić ? Drzwi się pomału zamykają a ja jak pchana przed uczucie, którego nie potrafię nazwać wyrzucam z siebie ciche:
- Dlaczego ja ?
Drzawi uchylają sie delikatnie.
- Dlaczego akurat ze mną spędziłeś ten dzień ? Dlaczego nie pozwoliłeś mi upaść w szkole? - kolejne pytania wyrzucam z siebie z prędkością karabinu maszynowego- dlaczego nie śmiejesz się ze mnie jak inni ? Dlaczego...- przerywam bo boję się że zacznę płakać- Dlaczego w ogóle mnie zauważyłeś ?
Ryan wzdycha ciężko i opiera się o ścianę. Gdy podnosi rękę żeby przeczesać nią włosy widzę, że się mu trzęsie.
- Miałem kiedyś przyjaciela. Miał na imię Dille. Pewnego dnia n jego 16- ste urodziny przyszedłem do niego do domu. Ale go nie było. Była tylko biała koperta z napisem PRZEPRASZAM. Nie zastanawiałem się długo i wybiegłem na miasto go poszukać. Wiedziałem co może zrobić. Ale też wiedziałem gdzie poszedł. Do warsztatu. Pracowaliśmy tam razem- spłata palce i bierze głęboki wdech- jak go znalazłem był już martwy. Zaćpał się. A ja mu nie pomogłem. Dopuściłem do tego mimo to, że się przyjaźniliśmy. Powinienem był wyczuć że coś jest nie tak. A nie potrafiłem. Potem sam wpadłem w depresję z jego powodu. Nie chciałem chodzić na terapię bo stwierdziłem że psychiatrzy to debile i mi nie pomogą. Byłem na prawdę na skraju. Miałem myśli samobójcze. Dopiero moja siostra mnie z tego wyciągnęła. Porządnie na mnie nawrzeszczała. Dała mi pozytywnego kopa, żeby wziąć się w garść i uświadomiła mi że nie jestem sam- podchodzi bliżej mnie i spogląda mi prosto w oczy- i dlatego gdy zobaczyłem ciebie w szkole, potem na moście nie chciałem żeby taka dziewczyna jak ty była w tym gównie sama. Bo wiedziałem aż za dobrze jak się czujesz. I poczułem że nie mogę dopuścić do tego żebyś doszła na skraj. A szczególnie żebyś ten skraj przekroczyła. Rozumiesz ?
Kiwam głową i zdaję sobie spawę z tego że wstrzymuję oddech a Ryan ściska moje dłonie. Dzieli nas bardzo nie wielka odległość.
- Dziękuję- szepczę. Chłopak podnosi dwoma palcami moją głowę tak żebym widziała jego oczy i nawet nie zauważam kiedy a nasze usta się łączą na początku delikatnie a potem bardziej natarczywie tak, że lądujemy na łóżku. Ryan zrzuca z siebie kurtkę, potem koszulkę a ja ledwo oddycham kładąc rękę na jego umięśnionym torsie. Potem zdejmuje spodnie a ja zrzucam z siebie koszulę nocną. Leżymy teraz prawie nadzy przewalając się na łóżku. Chłopak zaczyna zdejmować mi majtki...
- Czekaj- mowię a on zatrzymuje się nade mną.
- Coś nie tak ?- pyta.
- Nie wszysko w porządku tylko...nie będę się z tobą kochać.
Opada na poduszkę obok mnie.
- A to dlaczego ?
- Bo chcę na coś poczekać.
- Na co ?
- Nie wiem dokładnie- leżymy stykające się ramionami i głośno oddychając- powiem ci jak to dostanę. Z resztą...seks jest najprostszą rzeczą jaką mogą zrobić ludzie którzy chcą okazać sobie jakieś uczucie.
- Okay.
- Okay ? - podpieram się na łokciu- nie masz nic przeciwko ?
- Nie. Mogę poczekać- mówi i całuje mnie delikatnie.
- Dziękuję- szepczę wtulając się w niego.
Przyciąga mnie bliżej i obejmując mnie ramieniem całeję mnie w czubek głowy.
- Nie ma za co.
.....................................................................
Hey kochani <3 ostatnio miałam mało czasu i troche zaniedbałam komentowanie innych blogów. Nie gniewajacie się na mnie. Nadrobię zaległości, obiecuję :* a co do rozdziału to przepraszam za błędy poprawię jutro :-) - rozdział jak zwykle napisany nocą na telefonie...ale mam nadzieję że się podoba ;-)